Jeszcze w weekend ćlamkała sobie radośnie gryzaczek pochrumkując przy tym jak mała świnka. Cieszyła się. Chyba dobrze się u nas czuła. Sypiała zadowolona na fotelu, lekko irytowała się na konieczność noszenia kubraczka po sterylizacji, ale szło się z nią dogadać i na jedzonko przekupić.
Wiedzieliśmy, że operacja będzie ciężka, gołym okiem było widać, że guz z rozmiaru średniej pomarańczy zrobił się w dwa tygodnie małym grejpfrutem. Skoro widzieliśmy jego wzrost na zewnątrz zakładaliśmy, że urósł też wewnątrz. Ogromny guz okazał się zrośnięty z odbytem i z cewką moczową Chmurki. Ujścia cewki nie udało się zachować, bo ścianki zniszczył już nowotwór. Chirurg walczyła ponad 2 godziny z opracowaniem rany, wyszyciem cewki tak, żeby Chmurka mogła w miarę dobrze funkcjonować po operacji. W między czasie pytała nas czy walczymy dalej, bo sunia może już zawsze gubić nieświadomie siusiu i kupkę. Są jednak w razie czego pieluszki, mamy takie pieski i bardzo chcieliśmy dać Chmurce szansę na zaznanie miłości i bezpieczeństwa. Operacja przebiegła pomyślnie, wyglądało na to, że mała będzie mogła cieszyć życiem, a może i zachowa sprawność i znajdzie dom. Może guz po badaniu nie okaże się bardzo złośliwy, może ma przed sobą jeszcze wiele lat fajnego życia. Matka natura zdecydowała inaczej… Chmureczka zamiast się budzić już po operacji zatrzymała się oddechowo. Pierwsze reanimacja się udała, druga już nie… Pękły nam wczoraj serca…
Śpij malutka, tak bardzo nam przykro, że podarowaliśmy Ci tego wszystkiego co Ci obiecaliśmy…