Obiecaliśmy Wam o niej opowiedzieć. Oto Sabinka - takie imię nosi od 10 lat. Urodziła się w kwietniu 2007 r. Rzadko wiemy aż tyle o naszych podopiecznych, o niej wiemy całkiem dużo.
Zadzwonił telefon, Pani zdenerwowana, że znalazła kotkę w kiepskim stanie, że nie ma co z nią zrobić, że kotki nikt nie chce, że kotka sama na ulicy podeszła, że dała się wziąć na ręce. I tak oto kotka przyjechała do naszej lecznicy. Zawsze jak trafia do nas kotek znaleziony na ulicy to szukamy czipa. I jest, urządzenie do czytania czipów wydało z siebie dumnie „pi pi” i wyświetliło numer. Wszyscy się cieszymy, ale zawsze jest adrenalina czy zarejestrowany. Szukamy i jest, jest zarejestrowany. Numer telefonu i kod pocztowy – zgodny z miejscem znalezienia kotki. Dzwonimy kilka razy w ciągu dnia – nikt nie oddzwania. W końcu wieczorem udaje się nam połączyć.
„dobry wieczór, nie zgubiła Pani kotka? Bo mamy kotka zarejestrowanego na ten nr telefonu”. Przeważnie wówczas słyszymy pisk, albo płacz i wodospad pytań z których kluczowe to gdzie jechać po kotka / pieska. Teraz słyszymy ciszę.
„Halo? Słyszy mnie Pani? ” Po chwili pada krótkie „tak” i od razu, głosem urażonym, złym i nieszczęśliwym „ale ja jej nie chcę. Muszę ją zabierać z powrotem? Bo same problemy. Ciągle gdzieś łazi, a ja potem muszę jeździć i odbierać. „ No to teraz pani z drugiej strony słyszy ciszę. Zatkało nas. Jak jej można nie chcieć? Malutkie, chudziutkie, przytulające się do wszystkich kocie ciałko… Już powoli babunia… Cierpliwie zniosła wszystkie nasze zabiegi, kroplówkę byle tylko człowiek przy niej był. Ani raz nie okazała zniecierpliwienia. Jak można jej nie chcieć? Nie zapytaliśmy, nie chcieliśmy wiedzieć. Nie to nie. Sabinka nie zasługuje na to żeby być niechcianą, nic żywego na to nie zasługuje. Pojechaliśmy po zrzeczenie i Sabinka jest nasza, fundacyjna. Dowiedzieliśmy się jeszcze, że Sabinka przyjechała do Warszawy ze Śląska 10 lat temu, że córka byłej właścicielki ją sobie wypatrzyła i Sabinka miała być kotkiem dla dziecka. Bo taka puchata. Sabinka została jednak kotkiem mamy byłej właścicielki i póki Opiekunka żyła Sabince żyło się dobrze. Starsza Pani odeszła rok temu i od tamtej pory nikt Sabinki już za bardzo nie chciał.
Sabinka jest kotką w typie persa, ma 10 lat, jest wysterylizowana, odrobaczona, zaszczepiona, testy na choroby zakaźne ma ujemne, mieszka w lecznicy w Warszawie i czeka na dom. Sabinka zna i kotki i pieski, może z nimi mieszkać o ile będą w podobnym, co Sabinka wieku i o podobnym temperamencie. Największą jednak miłością Sabinki są ludzie – inne kotki jak dostają michę to się rzucają na jedzenie i pochłaniają a Sabinka się rozgląda, sprawdza czy człowiek jest obok i dopiero jak nas zobaczy to je.
Wiecie co jej powiedzieliśmy w piątek?
-No, Sabinko, szykuj się, jest super domek, ciocia do Ciebie przyjdzie w niedzielę, się wykąpiemy i troszkę wyrównamy futerko żebyś jeszcze śliczniejsza była. Tak, tak, ciocia wie, Sabinka lubi się kapać. W poniedziałek jedziesz do domku, wiesz? Taka Pani już Cię pokochała i chce żebyś zamieszkała z nią na zawsze.
Serio, Sabinka lubiła się kąpać. I naprawdę był domek. Cudowny. Wykąpać i podciąć futerko chciałyśmy chyba dla siebie, może ciut dla Sabinki, dla domku nie. Pani Sabinka się podobała taka jak była.
W sobotę po południu Sabinka się gorzej poczuła. Nie chciała jeść, była osłabiona i lekko odwodniona, miała lekką biegunkę. Dostała kroplówkę. Wieczorem zadzwoniła pani weterynarz i powiedziała, że się Sabinka naprawiła. Zapytała czy słyszymy jak biegnie do miseczki i jak ćlamka jedzonko. Słyszałyśmy – tupanie łapek o kafelki a potem chrumkanie jak świnki. Ucieszyliśmy się, było dobrze - a tak nas wystraszyła. Kiedy w niedzielę trochę po ósmej rano zadzwonił telefon z gabinetu weterynaryjnego wiecie, że nie pomyśleliśmy że o nią chodzi? Przecież było dobrze, ot jej dieta coś tam nie posłużyła. Przecież tak chrumkała wieczorem. Odeszła niedługo po tej kolacji. Kiedy odchodziła chyba nie cierpiała, leżała sobie spokojnie zwinięta w kłębuszek. Bardzo rzadko zlecamy autopsję, bo przeważnie wiemy co było przyczyną odejścia, ale w jej przypadku nie mieliśmy pojęcia. Badania krwi sprzed kilku tygodni były praktycznie idealne, osłuchowo żadnych oznak problemu…
Nie wiemy co Sabinka jadła za życia starszej Pani, której Sabinka była kotkiem. Wiemy, że po odejściu Opiekunki jej córka karmiła Sabinkę najtańszą suchą karmą jaką znalazła w markecie. Idiotyczne, żeby to było powodem śmierci kotka, prawda? Do tego Sabinka była kotkiem mało pijącym. Wodę musieliśmy jej przemycać, bo tak normalnie z miseczki to nie chciała. Sekcja wykazała atypię jelit, nie spowodowaną nowotworem, bo Sabinka żadnego raka nie miała. Nie miała wady serca, ani guza mózgu, ani Fipa. Sabinki jelita były tak zniszczone, że nie przyswajała dostateczne ilości pokarmu, zniszczone bezpowrotnie. Tak naprawdę ona nie miała żadnych szans kiedy do nas trafiła. Kotek w jej stanie powinien mieć okropne wyniki badań krwi – wiecie straszny stan zapalny na przykład. Nic takiego nie było. Organizm Sabinki tak długo funkcjonował w takim stanie, że przestał się bronić a przez to nie pokazał w jakim jest stanie.
Śpij Sabinko spokojnie, jest nam potwornie przykro, że nie poznaliśmy Cię kilka miesięcy temu, że nie trafiłaś do nas przy pierwszej ucieczce. Pamiętaj malutka, że odeszłaś kochana i chciana i przez pewną wspaniałą Panią i przez swoje ciocie.