Informacje szczegółowe
Imię: | Busik |
Rasa: | europejska |
Umaszczenie: | biało-bure |
Sterylizacja: | Tak |
Wiek: | IX.2017 |
Znaleziony: | II.2018 |
Wirtualni opiekunowie
- Iza
Zobaczyłem bardzo jasne światło i usłyszałem pisk samochodu. A potem już nic zupełnie ani nie widziałem ani nie słyszałem. Poczułem że lecę w powietrzu i zrozumiałem, że to tak właśnie wygląda, tak się właśnie kończy życie kotka wolnobytującego. Tak zginęła moja mama jesienią, tak zginęło całe moje rodzeństwo kiedy byli jeszcze malutcy. I teraz tak samo zginę ja. Upadałem na ulicę, nawet nie czułem bólu, nic zupełnie nie czułem i nawet się nie bałem. Wiecie, że mi się wydawało, że znowu jestem malutki i że mnie mama myje, czułem się taki szczęśliwy i bezpieczny. Po jakimś czasie zrozumiałem, że nadal leżę na ulicy, że wcale mnie ten samochód nie zabił, że nadal żyję i nawet nie wiem czy najpierw to zrozumiałem, czy najpierw zacząłem czuć ból. Bolało mnie wszystko, calutki zadek, pyszczek na który upadłem, łapki z przodu mnie też piekły. Chciałem wstać i sobie gdzieś pójść, schować się, ale nie mogłem się podnieść, mówiłem moim tylnym łapkom żeby wstały, ale one mnie nie słuchały. Zacząłem się czołgać, robiłem kroczek przednimi łapkami i przysuwałem tylne. Bardzo długo trwało zanim nie dotarłem do brzegu ulicy, okropnie bolało kiedy się starałem wdrapać na chodnik. Nie dałem rady, położyłem się i czekałem aż ból trochę przejdzie, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jeszcze bardzo, bardzo długo będzie mnie bolało. Teraz wiem, że pomimo tego co mi się stało miałem dużo szczęścia, bo do domu wracała taka miła Pani która mnie, moje rodzeństwo i moją mamusię karmiła od zawsze. Przynosiła nam jedzonko na pętlę autobusową, tu gdzie się urodziłem i mieszkałem. Zobaczyła mnie i zabrała do lekarza dla kotków, takiego co był najbliżej. Pan lekarz powiedział, że nie można mi pomóc, że nic się nie da zrobić i że ja nie wyzdrowieję i że może mnie tylko uśpić. Pani jednak nie chciała, chciała żeby mnie ktoś dokładnie zbadał, chciała być pewna, że nie można mi pomóc. Nie wiem jak, ale Pani znalazła ciocie, a ciocie się zgodziły żebym przyjechał na badania. Tutaj, w takiej dużej lecznicy się okazało, że można mi pomóc, że można zrobić taką operację żebym może mógł chodzić...
Zobaczyłem bardzo jasne światło i usłyszałem pisk samochodu. A potem już nic zupełnie ani nie widziałem ani nie słyszałem. Poczułem że lecę w powietrzu i zrozumiałem, że to tak właśnie wygląda, tak się właśnie kończy życie kotka wolnobytującego. Tak zginęła moja mama jesienią, tak zginęło całe moje rodzeństwo kiedy byli jeszcze malutcy. I teraz tak samo zginę ja. Upadałem na ulicę, nawet nie czułem bólu, nic zupełnie nie czułem i nawet się nie bałem. Wiecie, że mi się wydawało, że znowu jestem malutki i że mnie mama myje, czułem się taki szczęśliwy i bezpieczny. Po jakimś czasie zrozumiałem, że nadal leżę na ulicy, że wcale mnie ten samochód nie zabił, że nadal żyję i nawet nie wiem czy najpierw to zrozumiałem, czy najpierw zacząłem czuć ból. Bolało mnie wszystko, calutki zadek, pyszczek na który upadłem, łapki z przodu mnie też piekły. Chciałem wstać i sobie gdzieś pójść, schować się, ale nie mogłem się podnieść, mówiłem moim tylnym łapkom żeby wstały, ale one mnie nie słuchały. Zacząłem się czołgać, robiłem kroczek przednimi łapkami i przysuwałem tylne. Bardzo długo trwało zanim nie dotarłem do brzegu ulicy, okropnie bolało kiedy się starałem wdrapać na chodnik. Nie dałem rady, położyłem się i czekałem aż ból trochę przejdzie, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jeszcze bardzo, bardzo długo będzie mnie bolało. Teraz wiem, że pomimo tego co mi się stało miałem dużo szczęścia, bo do domu wracała taka miła Pani która mnie, moje rodzeństwo i moją mamusię karmiła od zawsze. Przynosiła nam jedzonko na pętlę autobusową, tu gdzie się urodziłem i mieszkałem. Zobaczyła mnie i zabrała do lekarza dla kotków, takiego co był najbliżej. Pan lekarz powiedział, że nie można mi pomóc, że nic się nie da zrobić i że ja nie wyzdrowieję i że może mnie tylko uśpić. Pani jednak nie chciała, chciała żeby mnie ktoś dokładnie zbadał, chciała być pewna, że nie można mi pomóc. Nie wiem jak, ale Pani znalazła ciocie, a ciocie się zgodziły żebym przyjechał na badania. Tutaj, w takiej dużej lecznicy się okazało, że można mi pomóc, że można zrobić taką operację żebym może mógł chodzić
Busik okazjonalnie miewa problemy kuwetowe, został naszym rezydentem.
w ciągu tych dwóch lat zrobił się mocno dorodnym, zadowolonym z siebie kocurkiem. Niestety, nie jest do końca oswojony. Daje się złapać i ogarnąć "higienicznie" ale kontakt z człowiekiem nie sprawia mu żadnej przyjemności. Ma swoich kocich przyjaciół i to mu starcza całkowicie do bycia szczęśliwym