Przyjechałem z bardzo daleko, bo aż prawie z Poznania. Młody chłopak który miał się mną i innymi kotkami zajmować nie dał rady, chciał dobrze, ale sam sobie nie radził i przez to nie miał na jedzonko i lekarza dla nas. Kotków miał prawie 70 sztuk. Nigdy nie miałem prawdziwego domku, mieszkałem w pustostanie i czasem dostawałem jedzonko, jak przyjechałem do azylu to chorowałam – bolał mnie brzuszek, miałem pchełki i chore uszka.
Przyjechałem z bardzo daleko, bo aż prawie z Poznania. Młody chłopak który miał się mną i innymi kotkami zajmować nie dał rady, chciał dobrze, ale sam sobie nie radził i przez to nie miał na jedzonko i lekarza dla nas. Kotków miał prawie 70 sztuk. Nigdy nie miałem prawdziwego domku, mieszkałem w pustostanie i czasem dostawałem jedzonko, jak przyjechałem do azylu to chorowałam – bolał mnie brzuszek, miałem pchełki i chore uszka.
Po kilku tygodniach w azylu mialem pojechać do Warszawy i szukać domku. Nie chciałem jednak. Tak bardzo polubiłem mojego nowego kolegę z azylu - kocurka Pierra, że nie chciłem jeść ani pić dopóki mnie ciocie nie odwiozły z powrotem. Jak tylko zobaczyłem Pierra to się z nim wybawiłem, zjadłem i poszedłem spać na wspólnym posłanku. Ciocie postanowiły, że zostanę z moim przyjacielem w azylu :)
Wydarzyła się tragedia... Kilka tygodniu po odejsciu za teczowy most Pierra Denverek dostał udaru. Nie udało się go uratować...