Kocie opowieści
Duduś
(luty 2006)
Koleżanka postanowiła zaadoptować fretkę z Palucha. Pojechałyśmy razem. Nie obyło się bez wejścia na kociarnię (usprawiedliwia nas to, że fretka tam właśnie przebywała). A tam w klatce siedział buro-biały kotek. Kotek patrzył żałośnie jednym zdrowym oczkiem i od razu stało się jasne, że go weźmiemy. Wylądowalyśmy z kotkiem u schroniskowego weterynarza - bez jego zgody nie można adoptować zwierzaka z Palucha. Pan doktór (pomińmy jego nazwisko milczeniem) obejrzał kota, zajrzał do karty zdrowia i stwierdziwszy, że jest to zupełnie zdrowa, oczywiście sterylizowana (bo innych nie wydają) koteczka , udzielił nam kilku światłych rad i pobłogosławił na drogę i wręczył książeczkę zdrowia.
Zaopatrzone w kota (i fretkę) przeszlyśmy do recepcji, gdzie było jeszcze śmieszniej. Tam mianowicie dowiedziałyśmy się, że zwierzęta mogą być adoptowane tylko przez osoby legitymujące się dowodem osobistym - swoim lub kogoś innego. My miałyśmy własny. I tak opuściłyśmy gościnne podwoje schroniska z dwoma zwierzakami. Pojechałyśmy do weterynarza i tam dość rozbawiony lekarz odkrył u wysterylizowanej kotki dwa duże narośla pod ogonem, które przy bliższym oglądnięciu okazały sie jądrami. Tak więc mamy wyjątkowy okaz kota, którego po sterylizacji na Paluchu trzeba było jeszcze poddać jeszcze zabiegowi kastracji. Kot miał jeszcze złamaną miednicę, a na drugie - zupełnie zdrowe oko - prawie nic nie widzi (choć trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak dużo więcej niż schroniskowy doktór).
Bardzo słaby wzrok w niczym mu nie przeszkadza a miednica zrosła się idealnie. Dudek zamieszkał z nami, rozrabia z innymi kotami, jest niezwykle kontaktowy i przedsiębiorczy.