Kleopatra
(grudzień 2005)
Któraś kolejna wizyta u weterynarza. Gdzieś z głębi pomieszczeń słychać potworne krzyki. Zagadnięty weterynarz twierdzi, że to papużki. I tu ma pecha - koleżanka miała papuszki i wie, że wprawdzie wydają przedziwne dźwięki ale akurat nie takie. Zdesperowana Kasia z okrzykiem: papużki, to ja je chętnie zobaczę idzie na zaplecze. I znajduje "papużkę" - małą, kompletnie łysą kotkę, trzęsącą się z zimna w wielkiej metalowej klatce. Okazało się, że kotka siedzi tam po kolejnej kąpieli przeciwgrzybicznej.
Zostawiona przez właścicieli, chora na grzyba, leczona już trzeci miesiąc bez rezultatu.... . Ma być uśpiona. No cóż, zawijamy krzyczącą kotkę w ręcznik i ta zaraz się uspakaja i ogrzana usypia. Następuje piękna scena: Kasia trzymając kurczowo kota (i widać, że nie odda) mówi, że kota nie chce zabrać, weterynarz zaś zastrzegając, że wcale nie chce go nam wcisnąć szybko pisze zalecenia lecznicze... Wychodzimy z kolejnym kotem do domu. Ze względu na niebywałą wręcz urodę nazwałyśmy ją Kleopatra.
Kotka, rzeczywiście jest w koszmarnym stanie, zagrzybiała od nosa po koniec ogona. Ale my mamy tajemną broń na grzyba - ludzki lek Orungal (jedna kapsułka na kota podzielona na 7 porcji) podawany przez tydzień wystarcza by grzyb znikł. Kotka zdrowieje i nikogo w naszym stadzie nie zaraża. Porasyta futerkiem i ze sfinkasa staje sie bialo-burą koteczką. Pozostałością po bardzo inwazyjnym poprzednim leczeniu i grzybie jest zupełny spadek odporności. Kleopatra ma częste nawroty kociego kataru i trzeba jej podawać leki odpornościowe.
Oprócz tego to zdrowa i wesoła kotka już na szczęście nie pamiętająca przeżyć z zimnej klatki - nasza papużka